Żulczyk Dawno w Wawie i Dziś na Malcie
To jak gangrena. Masz odciski już od samego przewracania kartek. Spojówki bolą od czytania, bo z woluminu wylewa się szlam i sypie bród w zwoje mózgu. Malta też jako centrum kantów i kalejdoskop kryminalnych szui dostaje ścierką w twarz. Brniesz dajej w to szambo a nos wierci od smród że zbiera się na torsje. Chcesz wrzasnąć jak w kinie do bohaterów : uwaga zbirów banda za rogiem, uciekaj a bohater i tak poślizguje się na zgniłych śmieciach i wpada pod tramwaj jak u Bułchakowa. Gangusy i ćpunów rząd w Stolicy nic nie może zatrzyma bo Psy też nosami pociągają "białego szczura' z masek radiowozów. Rozdział nie chronologicznie więc jest torturą śledzenie pary 'spóznionych kochanków' zza kadru i wiedząc że i tak się wywalą na pysk do rynsztoka. Autor przez całą narrację daje ci z liścia, fange w nos, pięścią w splot słoneczny i elektrycznego pastucha w żebra ... Chcesz zmielić tomiszcze w szatkownicy ale jesteś zassasany jak kawowe pulty w wirze sedesu u rzeźnika na ko