PL-agi Maltańskie czyli jak zostałem Królem Karaluchów.


Właśnie zamknięto Park Hotel w Sliema - wcześniej władze dzięki 'niezależnemu' (od rozumu i poczucia piękna ) Zarządowi Planowania wyrżnęły wszystkie drzewa w okolicy a każdy wolny plac zalano cemento-asfaltem. 
Powód zamknięcia hotelu – tragiczny stan sanitarny : bród, pluskwy a nawet szczury. Byłem tam raz czy dwa i szefowa pytała mnie czy bym jej nie pomógł odzyskać kasy od polskiej firmy – ja, reketier ? Uhum, jasne czytał bym im „Pana Tadeusza” aż by oddali wszystko co mają !

Ten sam PA właśnie puszy się jak to jest dobry i czuły barbarzyńca - tuż obok na promenadzie wystawą chronionych budynków oraz ich architektów.


 Skąd się wzięły na Malcie te plagi – oddajmy głos ekspertowi : „ My hypothesis is that it’s caused by many foreigners coming from infected countries such as the UK, France and Poland” A.Sciberas lokany eksTerminator rzecze. No i wszystko jasne ci przebrzydli turyści, ach pozbyć się ich ale niech nadal wydają tu pieniądze. Teraz już rozumiem dlaczego jedna z firm turystycznych ma też tępicieli w swym portfolio. Różne oskarżenia rzucano nam w twarz ale że my importujemy pluskwy ?



Teraz coś bardzo osobistego, zostałem okrutnie znieważony, zdyskredytowany i w ogóle afront wielki mnię spotkał ze strony Maltańskich trefnisiów. Wybrałem się onegdaj na panto pt. Jaś i Magiczna Fasola. Jest to jedyna forma około kulturowej rozrywki na skale na które walą tłumy.



Przedstawianie jest pretekstem by nagrywać się rubasznie z polityków i kto tam podpadnie. Na widowni Minister Ekonomii i nie zdzierżył do końca bo ostrze satyry obsztorcowało go bez litości. 


Narrator wstępem zagaił że trupa teatralna obchodzi dziś jubel – 40 lat grania panto oraz że na dzisiaj też sprzedano jedno milionowy bilet. Nabywca dostanie nagrodę. I kto był tym szczęśliwcem –„jam to, nie chwaląc się, uczynił” jako rzecze Zagłoba.
magiczny bilet


Po antrakcie podchodzi do mnie narrator i ciągnie za kulisy. Ubierają w strój Króla Karaluchów i wypychają na scenę przed circa 900 osobową żądną krwi & blamażu ciżbą. O, Madonna ! 


Scenografia to 10 metrowa muszla klozetowa a wokół insekty jakieś gurglają po ichniemu. Kurcze jak w „King size” Machulskiego. Zadaniem było kartonami od mleka rzucać do celu – ja, sponiewierany, oślepiony światłami rampy trafiałem wszędzie obok.


Widownia w ekstazie, ryczą tak że bebechy im rozrywają spodnie, kobiety ciskają czółenka od Balencjagi, dzieci turlają się między fotelami - część już wyrwana z mocowań, stacja sejsmiczna w Erewaniu ma odczyt wstrząsu. O poruta, o udręka, o wieczna infamia... Jak się w pracy pokazać gdy wszystkie internety zdjęciami przywalą we mnie jak taran, jak wóz drabiniasty prosto z kartofliska, jak fura wungla na zimę. Resztkami świadomości przetrwałem tą agonię co trwała może 180 sek ale tam na scenie była długa jak przemówienie F. Castro. Dostałem zgrzewkę papieru toaletowego, wino i coś co i tak zgubiłem w pandemonium. Adrenaliną mógłbym chyba obdzielić całą arenę torreadorów. Byłem crème de la crème, gwóźdź pogromu. W tym roku znów kupię bilet.

Napisano o moim wykonie : „I am not sure that being dragged on to stage was quite in Jeffrey the winner’s plans when he went to MFCC but he was enough of a sport to give his performance plenty of energy”. Tia, wydrukowałem to sobie i powiesiłem nad biurkiem oraz dołączam teraz do CV. Żyjąc na tym padole łez od czasu do czasu można zrobić coś „od czapy”, zbzikować tropikalnie bo i tak znów cytując Sienkiewicza „Pan Zagłoba zamknął oczy, a w głowie szumiało mu: zdechnę, ja i pchły moje!“.


Komentarze

Popularne posty