Malta Tourism Authority - Tragikomedia Biurokratyczna
Opera
tragikomiczna w III Aktach. Wybrałem się do Malta Tourism Authority,
jest obecnie w Smart City (największa inwestycyjna porażka
rządowa).
AKT I
Odpychajcie gmachy na końcu świata, wokół parkany i ogólny bajzel. Odszukałem blok no 1, wchodzę na pewniaka kierując się do recepcji. Jest uniformowana cerberka a ja na beszczela do windy 'Już był w ogródku, już witał się z gąską' - stop, skrzeczy; trzeba się zaanonsować (bluzg jadu tryskając na biurko wypalił kolejna dziurę). To dawaj swoje personalia, numer buta, co wczoraj robiłem między 13:06 a 14:00 itp. - standardowy formularz na 2 strony A4. Zreferowałem szczegółowo sprawę która mnie w to posępne peryferia zagnała. Wtem ! szkoło-myszołowowym wzrokiem dostrzegłem na biurku czerwieniący jak mak wśród pszenicy kubek z orłem i napisem Polska ! Mówię żem Polak jest i co ten kubek i w ogóle, stanąłem na baczność i ochrypłym z przejęcia głosem hymn zaintonowałem. Fala życia przepłynęła przez nieruchome policzki a bezkrwiste wargi odsłoniły się aby ukazać napawające lękiem zęby. Zdrętwiały zastanawiałem się czy rzuci się i rozerwie jak wilkołak czy uruchomi zapadnie do lochów. Upłynęła cała wieczność nim zaświtało mi że 'mara' (kobieta po malt.) usiłuje się uśmiechnąć. 'Poland', gruchnęło z jej gardła jak z kartacza. 'He's Polish'. (wskazuje krogulczym paluchem na puste biurko za sobą, nie mogłem czekać ale pzdr). No, dobra nasza. Dostałem identyfikator do powieszenia, poczułem się jak Jurand - tylko jutowych worków zabrakło dziś. Odsunęła żeliwne zasuwy, i trzy kłódki i mogłem wjechać na 3 piętro.
AKT II
Wjechałem na górę i tu oczywiście kolejne biurko i dwójka recepcjonistów ! Komedyja się powtarza - ja referuję czegom tu przylazł zamiast podziwiać skałę czy też leżeć na plaży (może powinienem wziąć jakieś załączniki, myślę sobie : ze dwie bombonierki, 5 kg podwawelskiej, jak by nie wzięli tobym z głodu nie umarł przynajmniej). Facet kieruje mnie do biura - idę zapajączynowanym korytarzem z rzadka oświetlonym pochodniami, mijam kolejkę interesantów ściskających w zgrabiałych dłoniach przeróżne formularze i dokumenty. Identyfikator kornie ciążąc pochyla mi kark. Słowo daję że był też namiot pod jednym z biur. Dobra nasza, biurko nr 3. Mówię ( a mam ochotę walnąć piąchą i puścić wiązankę coś o biurokracji i Orwellu) że mam sprawę i to i tamto. Przedstawiając się mówię, żem z Polski i słyszę 'jag siemaż' no, Borat wypisz-wygraj. Facet wstaje od biurka, a pisk jest jak rysując gwoździem po szkle i sobie idzie na zaplecze. ' Que pasa ?' Zaraz wraca z urzędniczką ( to 5 osoba dla której muszę odtworzyć taśmę - imię, nazwisko, numer buta ...)
Mam mroczki przed oczami, w głowie układam plan wysadzenia gmachu i porwania Min. Turystyki na tortury (Konrad, ty lepiej wynajmij ochronę). Pani posłuchała i mówi, że to nie tutaj w ogóle, trzeba iść od ITS w St. Julinas i znika ...Stoję jak żona Lota i czekam aż otworzy się zapadnia i wyrzuci mnie gdzieś na wysypisku namolnych interesantów. Wraca podając mi karteczkę z osobą właściwą sprawie i 'godday'
Akt III
...nastąpi chyba nikt w to nie wątpi...( a propos ma ktoś na zbyciu 100 kg C4 ?)
Konkluzja - dobrze być Polakiem Na Malcie ...gdzie nie pójdziesz na słowo Poland nawet zatwardziałe serca biurokratów miękną jak Bounty na słońcu ;-)
AKT I
Odpychajcie gmachy na końcu świata, wokół parkany i ogólny bajzel. Odszukałem blok no 1, wchodzę na pewniaka kierując się do recepcji. Jest uniformowana cerberka a ja na beszczela do windy 'Już był w ogródku, już witał się z gąską' - stop, skrzeczy; trzeba się zaanonsować (bluzg jadu tryskając na biurko wypalił kolejna dziurę). To dawaj swoje personalia, numer buta, co wczoraj robiłem między 13:06 a 14:00 itp. - standardowy formularz na 2 strony A4. Zreferowałem szczegółowo sprawę która mnie w to posępne peryferia zagnała. Wtem ! szkoło-myszołowowym wzrokiem dostrzegłem na biurku czerwieniący jak mak wśród pszenicy kubek z orłem i napisem Polska ! Mówię żem Polak jest i co ten kubek i w ogóle, stanąłem na baczność i ochrypłym z przejęcia głosem hymn zaintonowałem. Fala życia przepłynęła przez nieruchome policzki a bezkrwiste wargi odsłoniły się aby ukazać napawające lękiem zęby. Zdrętwiały zastanawiałem się czy rzuci się i rozerwie jak wilkołak czy uruchomi zapadnie do lochów. Upłynęła cała wieczność nim zaświtało mi że 'mara' (kobieta po malt.) usiłuje się uśmiechnąć. 'Poland', gruchnęło z jej gardła jak z kartacza. 'He's Polish'. (wskazuje krogulczym paluchem na puste biurko za sobą, nie mogłem czekać ale pzdr). No, dobra nasza. Dostałem identyfikator do powieszenia, poczułem się jak Jurand - tylko jutowych worków zabrakło dziś. Odsunęła żeliwne zasuwy, i trzy kłódki i mogłem wjechać na 3 piętro.
AKT II
Wjechałem na górę i tu oczywiście kolejne biurko i dwójka recepcjonistów ! Komedyja się powtarza - ja referuję czegom tu przylazł zamiast podziwiać skałę czy też leżeć na plaży (może powinienem wziąć jakieś załączniki, myślę sobie : ze dwie bombonierki, 5 kg podwawelskiej, jak by nie wzięli tobym z głodu nie umarł przynajmniej). Facet kieruje mnie do biura - idę zapajączynowanym korytarzem z rzadka oświetlonym pochodniami, mijam kolejkę interesantów ściskających w zgrabiałych dłoniach przeróżne formularze i dokumenty. Identyfikator kornie ciążąc pochyla mi kark. Słowo daję że był też namiot pod jednym z biur. Dobra nasza, biurko nr 3. Mówię ( a mam ochotę walnąć piąchą i puścić wiązankę coś o biurokracji i Orwellu) że mam sprawę i to i tamto. Przedstawiając się mówię, żem z Polski i słyszę 'jag siemaż' no, Borat wypisz-wygraj. Facet wstaje od biurka, a pisk jest jak rysując gwoździem po szkle i sobie idzie na zaplecze. ' Que pasa ?' Zaraz wraca z urzędniczką ( to 5 osoba dla której muszę odtworzyć taśmę - imię, nazwisko, numer buta ...)
Mam mroczki przed oczami, w głowie układam plan wysadzenia gmachu i porwania Min. Turystyki na tortury (Konrad, ty lepiej wynajmij ochronę). Pani posłuchała i mówi, że to nie tutaj w ogóle, trzeba iść od ITS w St. Julinas i znika ...Stoję jak żona Lota i czekam aż otworzy się zapadnia i wyrzuci mnie gdzieś na wysypisku namolnych interesantów. Wraca podając mi karteczkę z osobą właściwą sprawie i 'godday'
Akt III
...nastąpi chyba nikt w to nie wątpi...( a propos ma ktoś na zbyciu 100 kg C4 ?)
Konkluzja - dobrze być Polakiem Na Malcie ...gdzie nie pójdziesz na słowo Poland nawet zatwardziałe serca biurokratów miękną jak Bounty na słońcu ;-)
na forum Polacy Na Malcie się spodobało ....
Komentarze
Prześlij komentarz